single

Integracja w parku rozrywki - coraz popularniejsza!

Niedawno w firmie mieliśmy wyjazd integracyjny. Łącznie pojechało nas dwadzieściacztery osoby. Przyznam, na ten wyjazd czekaliśmy dość długo. Zazwyczaj w ciągu roku nasza firma ma dwa takie wyjazdy - około letni oraz zimowy. Jednak w tym roku z pewnych względów, firma nie zorganizowała wyjazdu w góry w okresie zimowym. Z tego powodu wszyscy chętni na wyjazd nie mogli się doczekać tej upragnionej chwili wytchnienia. Może być zastanawiające, dlaczego tylko chętni - w naszych szeregach nie ma przymusu brania udziału ani w imprezach firmowych ani w wyjazdach. Jednak większość osób bierze udział przynajmniej w części. Tym razem nie pojechało kilka osób, ale bardziej z powodu braku możliwości, niż chęci.

W piątek rano wszyscy jeszcze jedną nogą w łóżku, ale zwarci i gotowi oczywiście, stawiliśmy się na dworcu autobusowym. W komplecie z naszą kadrą zarządzającą i dyrektorem placówki wsiedliśmy do zamówionego autokaru. Ze stolicy do miejsca docelowego jechaliśmy trochę ponad godzinę, zdaje się. Udało się, dzięki wczesnej porze, minąć korki na drogach. Na miejscu wpierw zameldowaliśmy się w hotelu. Może nie był to czterogwiazdkowy hotel z apartamentami, ale standard był bardzo w porządku. Sam hotel i lobby prezentowały się elegancko i schludnie, a pokoje były może nieduże, ale czyste i zadbane. Urządzone, jak to się mówi, w wysokim standardzie - chociaż zapewne większość mebli pochodziła z Ikei. W każdym razie, jak się potem okazało, spało się pierwsza klasa.
Pierwszą aktywnością było śniadanie w restauracji hotelowej. Potem dostaliśmy pół godziny na przebranie w wygodne ubrania i ogólne ogarnięcie się, by po tym czasie spotkać w holu głównym. Okazało się, że idziemy do parku rozrywki, położonego nieopodal hotelu. Park rozrywki może kojarzyć się różnie, więc uściślę temat. Okazało się, że jest to taki park na otwartym powietrzu, pełny stoisk i krytych budek z atrakcjami. Po pokazaniu wejściówek naszej grupy, które organizatorzy zamówili wcześniej, weszliśmy do królestwa wszelkiego rodzaju automatów gier i kolejek. Przyznaję, że było trochę głośno, a od kolorów i dźwięków mogła zakręcić się w głowie. Na szczęście nie było jeszcze tłoku.

Organizatorzy naszej wyprawy kazali nam ustawić się w dwuszeregu, co przy tak licznej grupie mogło wyglądać, jak zbiórka uczniowska (gdyby nie wiek) lub dziwny chór. Okazało się, że będą zawody. Ale jak to? Kapitanem drużyny był dyrektor główny i dyrektorka HR. Udało mi się być w drugiej drużynie z najlepszym kumplem, z którym akurat pracuję. Na początku sceptycznie podeszliśmy do sprawy. Miała być także nagroda niespodzianka dla zwycięskiej drużyny i dla jednej osoby, która najbardziej się wykaże w trakcie rozgrywki. Potem zrobiło się lepiej. Biegając po parku, goniąc się w berka, grając na automatach, jedząc na czas słodycze, rzucając do celu i próbując nie drzeć się wariacko na superszybkiej kolejce bawiłem się nie tylko, jak dziecko, ale po prostu rewelacyjnie. Po powrocie do hotelu dałem radę tylko się ogarnąć i paść twarzą na łóżko. Warto było!